Komentarz na gorąco...
BBN reformuje armię?
Niedawno podano informację o nominacji generała Marka Tomaszewskiego na nowego dowódcę operacyjnego polskiej armii.
Zmiana ta ma związek z przeprowadzaną właśnie reformą systemu dowodzenia, która polega na tym, że przestaną istnieć dowództwa rodzajów sił zbrojnych i będzie jedno dowództwo generalne i jedno dowództwo operacyjne.
Wobec tej reformy mam osobiście krytyczny osąd, bo jej istota polega na zupełnym zdeprecjonowaniu roli Sztabu Generalnego, a uważam, że Sztab Generalny ma wielki potencjał ludzki, intelektualny, doświadczenie, itd.
To jest po prostu błąd, ponadto trzeba już skończyć z reformami w wojsku, bo wojsko nie może co roku przechodzić gruntownych reform. To jest instytucja, która musi mieć trochę stabilizacji, a zwłaszcza kiedy zdecydowaliśmy się na armię zawodową. I w sytuacji, kiedy w końcu w polskim wojsku trzeba rozstrzygnąć wiele przetargów związanych z zakupami nowoczesnej techniki.
Dam taki przykład, byłem w sobotę, 18 maja na 50-leciu 56. Bazy Lotniczej w Inowrocławiu. Była to wielka wzruszająca uroczystość. Mamy w Inowrocławiu brygadę, a tak przy okazji – jest to największy pracodawca w tym mieście, bo tylko w tej brygadzie służy ponad 1500 żołnierzy zawodowych, a pracuje tam jeszcze wielu cywili.
Często padało pytanie: kiedy rozstrzygniemy przetargi za zakup śmigłowców? Dominuje tam bowiem nadal technika radziecka, która się powoli kończy. No to jak się ma takie wyzwania (a wiele jeszcze mógłbym wymienić), to się nie dokonuje reform strukturalnych.
Jeśli zaś chodzi o gen. Tomaszewskiego, to jest to – moim zdaniem – bardzo dobra propozycja. To człowiek, który był dowódcą brygady i dywizji, był na misji w Iraku i w Afganistanie, odpowiadał za szkolenie w Sztabie Generalnym, po prostu doświadczony i mądry generał.
Niepokoi mnie jednak to, że z pomysłami reorganizacji dowództw występuje nie ministerstwo, tylko Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Coś się zaczyna niedobrego w tym obszarze dziać, bo ileś takich pomysłów zgłasza BBN – a to zupełna reorganizacja dowództw, a to słyszę o reorganizacji szkolnictwa wojskowego i jestem tym zaskoczony, bo wydawało mi się, że BBN powinno być głównie instytucją opiniodawczą i analityczną a nie powinno kreować kolejnych rewolucji w wojsku.
Minister obrony narodowej jest tu w sytuacji trudnej, bo ma dwóch szefów – jednym jest premier, a drugim prezydent. Minister milczy na temat reform. Siłą, która prze do zmian jest Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Jako człowiek, który się na tym zna – twierdzę, że są to koncepcje błędne.
Janusz Zemke
Strasburg, 21 maja 2013 r.
***
MON chce zlikwidować część parafii wojskowych, a minister Sikorski bronić praw chrześcijan
MON zamierza zlikwidować część parafii wojskowych w miejscowościach, gdzie już nie ma jednostek wojskowych...
Mamy z tym poważny problem, ponieważ Ordynariat Wojskowy powstawał ponad 20 lat temu. Wtedy armia liczyła 250 tysięcy żołnierzy – w większości z poboru. Dziś mamy wojsko zawodowe, o połowę mniejsze, a kadra służy tam, gdzie mieszka. Dwukrotnie zmalała liczba garnizonów. Jest prawdą, że utrzymywane są parafie w miejscowościach, w których od dawna nie ma wojska. Dlatego strukturę ordynariatu – moim zdaniem – należy dostosować do obecnej armii.
Natomiast niejasny jest dla mnie fragment wystąpienia sejmowego ministra Radosława Sikorskiego, który oświadczył, że „Polska będzie bronić praw chrześcijan”.
Europa jest różnorodna. Takie zadanie nie jest rolą państwa. Od obrony religii i Kościoła jest Kościół. Jeśli trzymamy się zasady, że państwo jest oddzielone od Kościoła, to ani Kościół nie może wpływać na państwo, ani państwo nie może wyręczać Kościoła. Oświadczenie ministra byłoby uzasadnione wyłącznie w odniesieniu do państwa o charakterze religijnym – np. w Iranie czy Arabii Saudyjskiej, a nie w Polsce.
Janusz Zemke
Bydgoszcz, 22 marca 2013 r.
***
Będę ubiegał się o mandat SLD z Kujawsko-Pomorskiego
– Panie, pośle. Pojawiła się inicjatywa Aleksandra Kwaśniewskiego "Europa Plus" z zamiarem zbudowania listy ok. 50 nazwisk kandydatów do przyszłego europarlamentu. Jednocześnie mamy uchwałę Zarządu Krajowego SLD (którego jest Pan członkiem) ws. strategii wyborczej do Parlamentu Europejskiego i samodzielnego udziału w wyborach pod szyldem SLD. Czy zamierza Pan kandydować ponownie w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r.?
– Rozważam obecnie ponowne kandydowanie do Parlamentu Europejskiego.
– Kogo zamierza Pan reprezentować jako eurodeputowany w nowej kadencji Parlamentu Europejskiego?
– Od początku mojej misji poselskiej, najpierw do polskiego Sejmu, a od 2009 r. do Parlamentu Europejskiego, niezmiennie reprezentowałem mieszkańców województwa kujawsko-pomorskiego i mam zamiar nadal ubiegać się o mandat do ich reprezentowania na forum Parlamentu Europejskiego.
– Czy będzie to Europa plus... Zemke?
– Nie zamierzam zmieniać barw politycznych, więc będzie to zapewne lista wyborcza Sojuszu Lerwicy Demokratycznej.
(nm, Bruksela, 26 lutego 2013 r.)
Budżet Unii – zagrożenia i korzyści
Wobec licznych pytań o mój stosunek do zaproponowanego budżetu Unii na lutowym szczycie europejskim – informuję, że zgadzam się z tezą, że budżet 2014 – 2020 jest niekorzystny dla Unii Europejskiej, jako całości, ale korzystny dla Polski!
Z punktu widzenia Unii, występują trzy negatywne zjawiska. Po pierwsze – jest zbyt mało środków na wsparcie rozwoju przedsiębiorczości i nowych technologii, co sprzyjałoby tworzeniu nowych miejsc pracy (w katastrofalnej sytuacji ludzi młodych w Europie). Po drugie – jest to rzeczywiście budżet realnie niższy od poprzedniego. Po trzecie – ten budżet się nie bilansuje, a skala potencjalnej luki budżetowej, wynosząca 54 miliardy euro, jest rzeczywiście groźna.
W obecnej fazie rozwoju Polski, jest to jednak budżet korzystny. Dzięki unijnym środkom mamy bowiem szansę na zmniejszenie różnych opóźnień cywilizacyjnych.
Problemem jednak pozostanie fakt, że w nowej perspektywie na polską wieś popłynie mniej pieniędzy, niż w latach 2007 – 2013.
W sumie jednak wybór dla mnie jest jasny. Ponieważ z punktu widzenia Polski przeważają korzyści, eurodeputowani z naszego kraju powinni ten budżet wesprzeć.
Janusz Zemke
Bruksela, 20 lutego 2013 r.
Będę głosował za tym budżetem Unii Europejskiej
Polska jest w gronie nielicznych państw, dla których kształt budżetu na kolejnych 7 lat okazał się korzystny. Wśród krajów, które mogą być niezadowolone z obrotu sprawy są m. in. Finlandia, Austria czy Holandia, uważane za państwa proeuropejskie. Nie bez znaczenia jest również fakt, że po raz pierwszy budżet będzie mniejszy niż w poprzednim okresie siedmioletnim. W związku z tym nie można wykluczyć, że Parlament Europejski skorzysta z prawa weta, nadanego mu przez traktat lizboński.
Taka sytuacja byłaby bardzo niekorzystna dla Polski z tego względu, że z pieniędzy europejskich można by realizować co najwyżej projekty roczne, co w przypadku większych inwestycji (np. drogowych) byłoby poważnym problemem.
Nie można oceniać budżetu jedynie pod względem własnych krajowych interesów, gdyż nie taki jest cel Unii Europejskiej. Oczywiście, ważne jest to, że dzięki pieniądzom europejskim powstają np. drogi, ale potrzebne są też mechanizmy wspólnego działania, dzięki którym takie drogi da się połączyć w drogami sąsiednich państw (to samo dotyczy kolei), a więc prawdziwe instrumenty spójności.
Budżet, jaki został przyjęty należy traktować jako pieniądze dla Polski, a nie rozpatrywać go w kontekście środków dla konkretnego rządu. Fundusze jakie popłyną do naszego kraju będą wykorzystywane przez 7 lat, podczas których rząd może zmienić się nawet kilka razy.
Będę głosował w Parlamencie Europejskim za przyjęciem tego budżetu!
(z wypowiedzi J. Zemke dla www.uniaeuropejska.org., 10 lutego 2013 r.)
Plany mamy dobre, tylko je zrealizujmy
Plan modernizacji technicznej armii, jaki opracowało Ministerstwo Obrony Narodowej, trafnie ocenia potrzeby armii. MON ma również wystarczająco dużo środków, by sfinansować swoje zamierzenia. Czy jednak uda się przeprowadzić skuteczne przetargi i podpisać wielomilionowe kontrakty?
Plan modernizacji technicznej sił zbrojnych, jaki niedawno przedstawiło Ministerstwo Obrony Narodowej, nie budzi wątpliwości. Resort właściwie rozpoznał potrzeby wojska, określając główne kierunki rozwoju. Słusznie zdecydowano się na równoległe realizowanie kilku zasadniczych celów. Zgadzam się, że priorytetem dla polskiego bezpieczeństwa jest obrona powietrzna, czyli budowa tzw. tarczy antyrakietowej. Konieczne jest także kupno nowej floty śmigłowców. Te, które wojsko ma obecnie w wyposażeniu, niedługo będą musiały zostać wycofane z użytku. Wątpliwości nie budzi także punkt mówiący o inwestycjach w urządzenia bezpilotowe. Ważny jest także program rozwoju Marynarki Wojennej. Bo jeśli w najbliższym czasie nie złożymy zamówień na nowe okręty, to nasza Marynarka za 10 lat przestanie istnieć.
Na korzystną ocenę „Planu modernizacji technicznej” wpływa nie tylko to, że cele są zdefiniowane prawidłowo. Jesteśmy także w dobrej sytuacji finansowej. Polska jest jednym z zaledwie kilku państw europejskich, które w ostatnich latach nie zmniejszyły wydatków na obronność. Mamy ustawowy zapis, że z budżetu państwa do kasy MON wpływa 1,95 proc. PKB. Ponieważ nie ma u nas recesji gospodarczej, suma, którą dysponuje resort obrony, z roku na rok jest coraz wyższa.
Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiada, że na realizacji „Planu modernizacji technicznej” skorzysta polska gospodarka. Mam nadzieję, że tak się stanie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie we wszystkich programach mogą brać udział krajowi producenci. Trudno ich sobie wyobrazić chociażby w przypadku realizacji zamówień na bezpilotowce. Ale warto zrobić wszystko, by część produkcji odbywała się w kraju. Produkt finalny powinien być montowany w Polsce. Chociażby śmigłowce, które kupuje się na około 40 lat. Przez ten czas wymagają one przeglądów, remontów i modernizacji. Takie usługi muszą robić krajowe zakłady.
Nasuwa mi się jednak pytanie – czy Ministerstwo Obrony będzie w stanie przeprowadzić wszystkie przetargi? Czy wyłoni rzetelnych kontrahentów, bo tylko w ten sposób będzie mogło zrealizować swoje zamierzenia. Problemem nie jest bowiem to, że nie wiemy co kupić, bo wiemy. Nie pieniądze, bo MON dysponuje dużymi funduszami. Kłopoty pojawiają się, gdy przychodzi do wydawania środków przeznaczonych na obronność. Mam wrażenie, że mechanizm zakupów zacina się, bo znacznie więcej osób kontroluje, niż podejmuje decyzję.
Janusz Zemke
polska-zbrojna.pl, 11 stycznia 2013 r.
Powołanie przedstawiciela Unii Europejskiej ds. praw człowieka
Podczas sesji plenarnej Parlamentu Europejskiego w Strasburgu (11-13 grudnia br.) zgłosiłem uwagi do strategii Unii Europejskiej w zakresie realizacji praw człowieka.
Pozytywnie oceniłem powołanie specjalnego przedstawiciela Unii Europejskiej ds. praw człowieka – urzędu, którego podstawowym celem będzie wzmocnienie polityki na rzecz praw człowieka we wszystkich strategiach polityki zewnętrznej Unii Europejskiej oraz skuteczniejsza koordynacja pomiędzy Unią i jej państwami członkowskimi.
Dzięki niemu jest szansa, że bardziej skuteczne stanie się podejście Unii do naruszeń praw człowieka na całym świecie. Może też wpłynąć na przestrzeganie innych podstawowych praw człowieka, jak np. promowanie praw kobiet, praw dzieci i sprawiedliwości społecznej.
Moim zdaniem, Unia Europejska powinna zwiększyć wysiłki na rzecz ochrony i wsparcia obrońców praw człowieka w państwach trzecich, zwłaszcza osób znajdujących się w sytuacji zagrożenia lub żyjących w strachu z powodu zaangażowania. To będzie – przykładowo –wymagało dokonania zmian i ustalenia dodatkowych priorytetów, jeśli chodzi o wykorzystywanie środków w ramach utworzonego niedawno Europejskiego Funduszu na rzecz Demokracji oraz przyjęcia prawodawstwa, zobowiązującego przedsiębiorstwa unijne do znacznego ograniczenia zakupów w państwach trzecich, czy wręcz ich niedokonywania, jeśli audyt wykaże, że mogą się one przyczyniać do wsparcia konfliktów i rażącego łamania praw człowieka.
Janusz Zemke
Strasburg, 14 grudnia 2012 r.
Unijny szczyt o budżecie
22 listopada rozpocznie się szczyt Unii Europejskiej, na którym będą się ważyć losy unijnego budżetu na lata 2014-2020. Niestety, dyskusja toczyć się będzie o tym, komu ile trzeba zabrać, jakie fundusze obciąć. Komisja Europejska przygotowała projekt budżetu, który w latach 2014-2020 miał wynosić ok. biliona trzydziestu miliardów euro. Wszystkie propozycje ustalenia ostatecznego kształtu budżetu oznaczają cięcie od tego poziomu. Każde cięcie z punktu widzenia Polski jest oczywiście niekorzystne. Pozostaje pytanie – jaka będzie skala cięcia? Gdyby to dotyczyło kilkudziesięciu miliardów, moglibyśmy to przełknąć, bo zawsze musimy pamiętać, że Polska w każdej sytuacji otrzyma z unijnego budżetu 3-4 razy więcej niż sama do tego budżetu wpłaca.
W ubiegłym roku na przykład otrzymaliśmy z unijnego budżetu ponad 14 miliardów euro, a sami wpłaciliśmy nieco ponad 3 miliardy, czyli tylko w jednym roku Polska otrzymała ponad 10 miliardów euro. Nie potrafię dzisiaj powiedzieć jaka będzie skala cięć. W naszym interesie jest, by te cięcia w jak najmniejszym stopniu dotyczyły funduszu spójności, bo my z niego finansujemy inwestycje infrastrukturalne, nadrabiamy zapóźnienia w modernizacjach dróg i kolei.
Jak wiadomo – parlament brytyjski zobowiązał premiera D. Camerona do zawetowania unijnego budżetu jeśli cięcia będą mniejsze niż 200 miliardów euro. Nie wyobrażam sobie, by mogły być tak wielkie cięcia, bo to oznacza zmniejszenie budżetu aż o 20 proc. Biorąc pod uwagę inflację w Unii Europejskiej (2,2-2,3 proc. rocznie), to budżet unijny na kolejnych 7 lat byłby budżetem wyraźnie niższym od zrealizowanego w obecnej siedmiolatce.
To jest nie do przyjęcia, choć niewykluczone, że jeśli Wielka Brytania zawetowałaby ten budżet, to pozostałe państwa zawarłyby jakieś porozumienie poza Wielką Brytanią. To jeden z rozważanych wariantów… Tak duże cięcia dotyczyłyby wszystkich sfer, np. rolników, a to oznaczałoby podniesienie cen żywności. Czasem zapominamy, że sensem tych dotacji rolniczych jest utrzymanie poziomu (i tak wysokiego) cen produktów rolniczych i żywności, które bez dotacji unijnych byłyby na pewno droższe.
Janusz Zemke
Strasburg, 21 listopada 2012 r.
Trwa batalia o nowy budżet Unii
Komisja Europejska opracowała projekt budżetu Unii na lata 2014-2020 w wysokości 1 biliona 20 miliardów euro, jako wyjściową propozycję. Oznacza to, że wydatki roczne oscylowałyby ok. kwoty 135–140 miliardów euro. Z punktu widzenia Polski propozycja bardzo dobra, bo oznaczałaby, że dostalibyśmy w następnym siedmioleciu nieco więcej środków niż otrzymała Polska do tej pory. Np. dotąd na program spójności dostaliśmy 67 mld, a byłoby co najmniej o kilka miliardów więcej. Wiadomo jakie to miałoby znaczenie dla budowy dróg w Polsce, oczyszczalni itp.
Obecnie trwa batalia, która jest ostrym sporem w niektórych krajach unijnych. Polega on na tym, że np. Polska z budżetu unijnego kilka razy więcej bierze, niż do niego wpłaca, natomiast te państwa, które są tzw. płatnikami netto (wpłacają składkę, a nie dostają nic z powrotem) – głównie Niemcy, Wielka Brytania, Francja, Holandia, Szwecja, Austria buntują się wobec wysokości wpłat. Bunt podbudowany jest np. w Wielkiej Brytanii narastającym izolacjonizmem. Coraz więcej Brytyjczyków pyta: Jaka Unia? My nie mamy euro, w imię czego mamy płacić, dlaczego mamy być solidarni, skoro sami mamy problem z częścią banków? Postulują przynajmniej zamrożenie wysokości wpłat do budżetu.
Jak to się skończy – nie wiem, natomiast byłaby to dla nas bardzo niedobra sytuacja, bo cięcia dokonywałyby się właśnie w dużym stopniu w obrębie funduszy spójnościowych, skierowanych na rozwój infrastruktury, czym bardzo zainteresowana jest Polska.
Rozmowy jakie prowadzimy w Parlamencie Europejskim z Brytyjczykami czy Niemcami są bardzo trudne, bo oni mówią: Mamy pomagać Grekom, wam finansować inwestycje, a my sami mamy problem bankowy i państwo musi tam kierować środki. Nasza odpowiedź jest taka: sprawa dotyczy istoty Unii, która polega na wyrównywaniu szans, na polityce solidarności. Po to powstała Unia! Jeżeli szanse mają być wyrównane, to wiadomo, że ci znacznie bogatsi muszą w jakimś stopniu to sfinansować. Tak wygląda oś sporu.
Janusz Zemke
Bydgoszcz, 2 listopada 2012 r.